Lądujemy w Hanoi i oswajamy się z Indochinami. To wielkie siedmiomilionowe miasto z pięcioma milionami skuterów. Mnóstwo klimatycznych knajpek i sklepów. Tu wschód spotyka się z zachodem.
Opis
Od dawna chcieliśmy zorganizować wyprawy w Indochinach i wahaliśmy się między Tajlandią i Wietnamem. Postawiliśmy na Wietnam, bo jest prawdziwszy, wciąż bardziej indochiński niż turystyczny. To duży, a przede wszystkim długi kraj i nie zdecydowaliśmy się na próbę pokazania Wam wszystkiego. Wybraliśmy góry i morze. No i stolicę.
Wietnam jest wielkości Polski, ale zamieszkuje go aż 90 milionów ludzi. Hanoi liczy 7 milionów – trudno w to uwierzyć, ale tylko w tym mieście jest 5 milionów skuterów. Spróbujemy jak to smakuje i jeden dzień spędzimy na Vespach zwiedzając stolicę. Później uciekniemy na pogranicze chińskie. Wietnamskie góry są dość wysokie – sięgaja ponad 3000 metrów. Ale przede wszystkim są strome, tak strome jak żadne inne na świecie.
Cały kraj poprzecinany jest labiryntem dróg. Wybraliśmy dla Was te najbardziej efektowne, czasem szerokie ledwie na 40 centymetrów. Nasza trasa prowadzić będzie przez wąskie ścieżki, ryżowe tarasy przez błotniste drogi. Wietnam jest zielony. Jest zielony, bo pada. A jak pada to jest błoto. Obiecujemy przygodę przez duże P. Pojedziemy na kultowych w Wietnamie motocyklach marki Mińsk. Sami nie byliśmy do tego wyboru pewni, ale przejechane kilometry utwierdziły nas w wyborze. Mińsk z silnikiem i hamulcem hondy spisuje się świetnie. Jest niski, waży 100 kilogramów i zapewnia 100 procent adwenczeru. Gwarantujemy!
Po tourze zapewnimy Wam dwudniowy relaks na statku w zatoce Halong. Te obrazki ze skałami wyrastającymi z wody na pewno znacie. Reszta złamie Wasze stereotypy o Wietnamie. Zapraszamy!